wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 2

 Jechałam czarną furgonetką z tzw. "Drużyną Dobra". Tak po prawdzie, to miałam lekkiego pietra o to, że jestem z zupełnie mi obcymi osobami. Ale nawet nie o to chodziło - co powiem Tris jak ją zobaczę? Powiem: Ojej, piątka świecących obrońców wyszła z przedniej ściany klubu i pojechałam z nią bo tak mi się chciało? Mój mózg wymyślał najgorsze czarne scenariusze. Postanowiłam przerwać niezręczną ciszę.
- Gdzie jedziemy, jeśli można zapytać, Drużyno Dobra? - przybrałam twarz wyzioniętą z wszelakich emocji.
- Nie nazywaj nas tak. W sumie nią jesteśmy, ale to trochę denerwuje. Ja jestem Chris - niebieskooki chłopak od którego dostałam kurtkę podał mi dłoń z promiennym uśmiechem. Ujęłam ją nic nie odpowiadając, ponieważ moje imię było im dobrze znane. Jednak po chwilce namysłu powiedziałam "dziękuję". Nie będę nie przyjemna - może wcale nie mieli złych zamiarów, no nie? Wysoka i szczupła blondynka przedstawiła się jako Clare, a ta niższa brunetka jako Megan. 2 pozostałych chłopaków to Andrew i Calvin.
- Możesz iść spać, Raylin. Jeszcze półtorej godziny drogi. Jedziemy do naszej a'la villi - oświadczyła wesoło Megan. Mruknęłam coś do tej dziewczyny i opierając się o drzwi pozwoliłam sobie zamknąć oczy. Sen nie nadchodził niestety szybko. Niewygoda, sukienka, obcasy na nogach, makijaż. Zmęczenie coraz bardziej ogarniało moje ciało a ja dalej nie mogłam polecieć w świat fantazji. Zdjęłam buty i położyłam pod fotelem, okryłam się kurtką i podkuliłam nogi pod sobą. Niespodziewanie sen nadszedł ekstremalnie bardzo szybko...
Stałam na wielkiej polanie. Wszędzie dookoła była świeża, wysoka trawa i piękne wysokie drzewa. Położyłam się na miękkiej ziemi i rozmyślałam gdzie by się tutaj przenieść w moim magicznym śnie. Nagle obraz się zmienił. Siedziałam przywiązana do drewnianego krzesła w wielkiej, glinianej norze. Wokoło mnie stało 10 osób z dziwnymi tatuażami. Spojrzałam na nich ze strachem.
- Powiedz zaklęcie a w końcu oszczędzimy Tobie cierpień! - wykrzyknął najstarszy z nich.
- Nigdy! Nigdy nie przywrócę wam Teodoru chociaż nie wiem co to za miasto! - odparłam.
- Aleksandrze, porań jej twarz. 2 długie nacięcia na lewym policzku - rozkazała kobieta. Przerażona próbowałam się wydostać z tego snu. Nic to nie skutkowało - może to wizja? Chciałam uchylić się przed ostrzem Aleksandra lecz bezsensownie. Gdy zrobił mi głęboką ranę krzyczałam w niebo głosy. Wyszli bez cienia emocji. Uff. Czułam niestety dużą ilość krwi spływającej po mojej szyi i dekolcie. Zostałam sama, zupełnie sama. Dlaczego nie wsiadłam z nimi do tej furgonetki? Dlaczego? Cały czas powtarzałam to w głowie... Nagle przede mną zleciał z sufitu biały snop światła. Od razu rozpoznałam kto to, pomimo, że wcześniej go nie widziałam.
- Kruel - wyszeptałam cicho. Podszedł do mnie.
- Jestem z Ciebie dumny, córko. Trzymaj się tej 5 z Drużyny Dobra. Znajdziecie sposób, musicie tylko uwierzyć we własne siły. Możesz im ufać, Raylin - ze skamieniałego wyrazu twarzy Kruel posłał mi anielski, ciepły uśmiech. Rozpłakałam się.
- Czy... czy to wizja, czy to naprawdę ty, Panie? - zapytałam
- Nie mów do mnie per Panie. Nazywaj mnie ojcem, bo tak jest. Już niedługo się spotkamy, już niedługo córeńko...
Obudziłam się zdyszana. Przy okazji walnęłam się głową o szybę. Dość boleśnie, żeby jęknąć z bólu. Chris szybko złapał mnie za ramiona, ponieważ zaczęłam się chwiać na boki.
- Co się stało Raylin? Halo?! - zapytała Clare. Wszyscy oprócz kierowcy (czyli Calvina) zwrócili oczy w moją stronę.
- Ja... emm... miałam okropny koszmar, który później, nie nie nie! - majaczyłam jak pijana.
- Mów - powiedział delikatnie Andrew.
- Ja widziałam co by się stało gdybym nie pojechała z wami - przełknęłam głośno ślinę. - Szamani, ci z tatuażami przywiązali mnie do krzesła i non stop chcieli ze mnie wyciągnąć zaklęcie. Kiedy... Kiedy odmówiłam rozkazali zrobić mi 2 głębokie nacięcia na lewym poliku. Bolało jak cholera. Później mnie zostawili i przez sufit wystrzelił snop światła. To był Kruel - wszyscy nabrali gwałtownie powietrza. Kontynuowałam:
- On jest moim ojcem. Jestem jego córką i zarazem kapłanką.
- Półbóg. No, no...
- O w morde jeża - Megan wybałuszyła oczy. Jak zresztą inni a ja wpatrywałam się w blask księżyca. 
- Nie znałam nigdy ojca. Nie znałam. Ja go nie znałam. A teraz... teraz wiem kim on jest. Szczęście mi ostatnio dopisuje - zaśmiałam się bez krzty wesołości. Zacytowałam im jego słowa:
- Już niedługo się spotkamy, już niedługo, ojcze. Trzeba przegonić Szamanów. Potrzebne nam jest zaklęcie ochronne.
- Mamy takowe zaklęcie, ale nie podziała na długo. Potrzeba nam czegoś silniejszego, chyba że... - powiedział Andrew lecz mu przerwałam.
- Chyba że ja je wypowiem - uśmiechnęłam się szeroko.
- I o to chodziło.

***

Stałam po środku wielkiego placu przed Domem Obrońców. Jak wyjaśnili, jest to ich schronienie przed zagrożeniami. Tutaj mieszkają i rozwijają swoje umiejętności. Czekałam razem z Chrisem na resztę grupy. Mieli przynieść pióra do zaklinania czy coś takiego. Ogółem trochę tego nie rozumiałam ale byłam dobrej myśli. Stojąc obok niebieskookiego chłopaka wyczuwałam jego napięcie. Był skrępowany i przygnębiony.
- Coś nie tak, Chris? - zapytałam pełnym troski tonem.
- Czuję się tutaj nieswojo. Dokładnie 2 miesiące temu dowiedziałem się, kim jestem. Wszyscy są mili i tak dalej. Nawet nasz Mistrz Mark mnie lubi, ale... 
- Ale dalej czujesz, że tutaj nie pasujesz? Przyzwyczaisz się. Ja teraz też tak się czuję - poklepałam go po ramieniu. 
- Przynajmniej teraz mam kogoś, komu mogę się wyżalić - wymamrotał z uśmiechem. Megan, Clare i Calvin w mgnieniu oka dołączyli do nas. 
- Andrew został u Mistrza o wszystkim opowiedzieć. Później ty przyjdziesz, Raylin.
- Ok. Macie zaklęcie i te jakieś piórka? - spytałam się. Pokiwali głową i podali mi lekkie, pierzaste frędzelki. Trzymając je oburącz, wszystko samo przyszło mi do umysłu. 
- Nie potrzebuję księgi. Mam je w głowie.
- Nie! A co jeśli to samobójcze zaklęcie? Co jeśli przywrócisz Teodor? - uśmiechnęłam się wesoło.
- Potrzebuję być wśród szmaragdowych drzew lub ich owoców, aby go przywrócić. Spokojna głowa. Zaczęłam mówić:

Ja, półbogini. Córka Kruela - Raylin przyzywam moce swe. Niech ich siła obroni ziemię tę. A gdy Szamański demon spróbuje wkraść się - spal go żywcem, oblej lodowatą wodą, przenieś na wietrze daleko stąd i wchłoń przez ziemię do szatańskich piekieł. Niech nauczkę pewną ma, niech nie włamuje więcej się, niech zadzierać z siłą dobra nie odważy się!

Od razu po tych słowach zdmuchnęłam z rąk pióra. Lekko opadły na miękką glebę i zniknęły. Chyba zadziałało. Mam taką nadzieję. Wyczerpana usiadłam na trawie i odetchnęłam głęboko rześkim powietrzem. Dopiero teraz dostrzegłam jak piękne jest to miejsce. Pełno kwiatów, drzew. Wysoka zielona trawa. Świeżo, czysto. Naprawdę zadbana posiadłość. Muszę tutaj wszystko zwiedzić.
- Raylin, może chciałabyś odpocząć przed spotkaniem z Mistrzem jeśli jesteś zmęczona? - spytał Calvin. Potrząsnęłam głową na "nie".
- Nie, wszystko jest w najlepszym porządku. Trochę buzuje mi w głowie, bo jeszcze nie wytrzeźwiałam do końca ale jest dobrze. Możemy iść.

***

- Och, to ty jesteś Raylin Stephen? Jakże miło mi Ciebie poznać! - mężczyzna wyglądający na około 30 lat uścisnął mnie w promiennym uśmiechu. Dość przystojny - pomyślałam. Ale nie o to przecież tu chodzi. O czym ja myślę? Skup się na rozmowie, Raylin - rozkazałam sobie.
- Wzajemnie, Mistrzu. Jakie są twoje pytania skierowane do mnie?
- Drobnostki. Andrew opowiedział mi wszystko. Czy wcześniej wiedziałaś o swoim pochodzeniu i swoich mocach? 
- Nie. Od około miesiąca mam różne sny w których mowa jest o przepowiedni. Czasami śnią mi się różne anioły. Najczęściej jednak ktoś mówi mi w umyśle: Przepowiednia goni czas. Bardzo mnie to krępuje - powiedziałam beznamiętnym tonem. Mark podrapał się po brodzie. Przekopał papiery na biurku i podał mi zdjęcie. Przedstawiało ono 10 ludzi z tatuażami. Oni byli w mojej wizji! 
- Szamani - wyszeptałam.
- Tak, właśnie tak. Skąd o tym wiesz?
- Wizja. 
- Właśnie! Opowiedz o niej! - przedstawiłam mu wizję po czym odprawił mnie do mojego nowego pokoju. Po drodze wszystko mi pokazywali. Pięknie zdobiony dom, obrazy, wiele broni. Raj, cudo! A sypialnia... po królewsku. Coś jak dla prawdziwej bogini, ha ha. Wielkie łóżko i szafa. W sumie nieduży pokój, ale mi pasuje. Po prawej od wejścia była skromna toaleta.
- Megan, a jak będzie z moimi ciuchami? - spytałam lekko skrzywiona.
- Przywieźli wczoraj z myślą, że do nas dojdziesz - uniosła kąciki ust tworząc uśmiech.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, Rayluś.
- Rayluś?
- Takie zdrobnienie. Nie zwracaj uwagi - odeszła do swojego pokoju, mówiąc dobranoc. Otworzyłam drzwiczki od szafy, patrząc co dostałam. Pół tego to sukienki. Parę strojów bojowych, szpilki i zwykłe jeansy oraz bluzki. Nie ma na co narzekać. Bielizna też niczego sobie. Wyciągnęłam koszulę nocną i położyłam się na łóżku. Kto to jest ten Duch Śmierci? Jestem okropnie ciekawa. Cichutko wymknęłam się do biblioteki na najwyższym piętrze. Na pewno będą mieć tam informacje na ten temat. Stojąc pod wielkimi, złocisto brązowymi drzwiami usłyszałam jak ktoś gra na fortepianie. Cudowne melodie, lecz smutne. Naparłam ręką na klamkę i bezszelestnie weszłam do środka. Pustki. Uff. Jak teraz znaleźć tą księgę? Boże. Tu jest tego od zawalenia! Podeszłam do pierwszego regału. Tak! Wszystko alfabetycznie. Przechadzałam się po bibliotece aż doszłam do litery D. Demony i Szamany, hm. Wyciągnęłam i szukałam dalej. Duch Śmierci - mam! Szybciutko pobiegłam do pokoju i zagłębiłam się w lekturę...


Dzieło mojej przyjaciółki, która była chętna do zilustrowania postaci Raylin. <3

Proszę o komentarze jak wam się podoba! :)



1 komentarz:

  1. Kolejny udany rozdział :)
    Jednym z najlepszych według mnie momentów był absolutnie bezbłędny sen Raylin. Podobała mi się tez jej rozmowa z Mistrzem.
    Megan i jej "Rayluś' XDD
    Ogólnie bardzo mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń