Tris jest od Ciebie lepsza. Bawi się Tobą.
Wyplątałam się z kołdry głośno oddychając. To tylko koszmarne wspomnienie, to tylko... Telefon zabrzęczał. Odebrałam:
- Halo?
- Tris jest od Ciebie lepsza... Jest lepsza, bawi się Tobą... Jesteś jej maskotką, dziecinko. Jest od Ciebie lepsza, od Ciebie lepsza... - zapadła ciemność. Ponownie zbudziłam się otwierając szeroko oczy. W kącie stał Trilitos - ulga. Zmienił twarz w Tris, później w mojego byłego chłopaka Johna.
- Chcę się w końcu zbudzić!!! Zostaw mnie!!!
Wyplątałam się z kołdry głośno oddychając. To tylko koszmarne wspomnienie, to tylko... Telefon zabrzęczał. Odebrałam:
- Halo?
- Tris jest od Ciebie lepsza... Jest lepsza, bawi się Tobą... Jesteś jej maskotką, dziecinko. Jest od Ciebie lepsza, od Ciebie lepsza... - zapadła ciemność. Ponownie zbudziłam się otwierając szeroko oczy. W kącie stał Trilitos - ulga. Zmienił twarz w Tris, później w mojego byłego chłopaka Johna.
- Chcę się w końcu zbudzić!!! Zostaw mnie!!!
***
Drżącymi rękoma jadłam kanapkę w towarzystwie Obrońców i... Trilitosa. Po koszmarze dzisiejszej nocy patrzyłam na niego z przerażeniem, a tak bardzo nie chciałam. Czułam po nim, że nie rozumie o co mi chodzi. Nie mogę tego nikomu mówić. Wiatr niespokojnie zawiał przez salę, zwalając przy tym 4 serwetki ze stołu.
- Przepraszam, to moja wina - wymruczałam do pozostałych. Popatrzyli pomiędzy sobą a potem na mnie. Nic nie powiedzieli - to dobrze. Wypiłam do końca herbatę i pośpiesznie poszłam w kierunku drzwi wyjściowych. Nacisnęłam na klamkę czując nagły przypływ świeżego powietrza. Odetchnęłam nim głęboko i długo.
Będąc na skraju lasu za Domem Obrońców piekące promienie słońca już mnie nie dosięgały. Rozłożyłam się na miękkiej, pachnącej trawie. Korony drzew były przyozdobione masą ślicznych i małych ptaków. Jak dobrze jest być wśród natury - pomyślałam. Dlaczego akurat ona i on musieli mi się śnić. Może to jakieś ostrzeżenie? Nie powinnam się tym przejmować. Usłyszałam kroki.
- Przepraszam, to moja wina - wymruczałam do pozostałych. Popatrzyli pomiędzy sobą a potem na mnie. Nic nie powiedzieli - to dobrze. Wypiłam do końca herbatę i pośpiesznie poszłam w kierunku drzwi wyjściowych. Nacisnęłam na klamkę czując nagły przypływ świeżego powietrza. Odetchnęłam nim głęboko i długo.
Będąc na skraju lasu za Domem Obrońców piekące promienie słońca już mnie nie dosięgały. Rozłożyłam się na miękkiej, pachnącej trawie. Korony drzew były przyozdobione masą ślicznych i małych ptaków. Jak dobrze jest być wśród natury - pomyślałam. Dlaczego akurat ona i on musieli mi się śnić. Może to jakieś ostrzeżenie? Nie powinnam się tym przejmować. Usłyszałam kroki.
- Co tam? - to był Chris.
- Nic. Muszę sobie wszystko poukładać w myślach.
- Rozumiem. Mogę się przyłączyć? - powiedział z uśmiechem.
- Jak najbardziej - leżeliśmy tak na trawie od około godziny śmiejąc się i gadając o tym, jak kiedyś żyliśmy. Zawsze kiedy wspominał o bracie jego oczy błyszczały jakby miał się rozpłakać. Szkoda mi chłopaka, naprawdę. Zawsze narzekałam, ale inni mieli o wiele gorzej. Ależ ze mnie egoistka!
- W ogóle, mógłbym wiedzieć o co chodzi z tymi uczuciami Trilitosa?
- Umm - zmieszałam się. - Tak. Po prostu jako, że jest on Śmiercią nie miał emocji. A ja jakimś sposobem pozwoliłam mu je odzyskać, ale nie chcę za dużo o tym rozmawiać...
- Ok. W porządku. Podoba się Tobie ten las?
- Bije od niego aura spokoju. Czuję się tu bezpiecznie, nie jakby coś czyhało na mnie w krzakach.
- Właśnie. Jest na naszym terenie więc może być w nim tylko przyroda. Żadne "szkodniki" - zaśmiał się cicho.
***
- Megan? - usłyszałam tak bardzo znajomy mi głos. Wyprostowałam się i odwróciłam.
- Słucham? - powiedziałam siląc się na obojętny ton.
- Przepraszam.
- Nie masz za co - powróciłam do szkicowania przy wielkim biurku w bibliotece.
- Zachowałem się jak ostatni frajer - prychnęłam. Co on sobie myśli? Że jedno przepraszam załatwi sprawę? Zranił mnie.
- Niestety... muszę się z Tobą zgodzić - nie podnosiłam na niego wzroku. Trwała długa cisza, w której nie mogłam się skoncentrować. Bazgrałam byle co na kartce z nerwów.
- Jest mi naprawdę przykro - ciągnął swoją gadaninę. - Byłem po prostu zszokowany tą informacją - zaśmiałam się mu w twarz.
- Śmieszny jesteś. Znamy się od tylu lat i jesteś tym zszokowany? To jakiś żart? My nie mamy o czym gadać. Wyjdź.
- Proszę, Meg...
- Wyjdź... - odwrócił się w kierunku drzwi i wyszedł. Zaraz się rozryczę. Mogłabym mu wybaczyć, ale... Nie mogę. Przytuliłam do siebie poduszkę i poczułam spływające po moim policzku łzy. Przestań płakać! - nakazałam sobie...
- Jest mi naprawdę przykro - ciągnął swoją gadaninę. - Byłem po prostu zszokowany tą informacją - zaśmiałam się mu w twarz.
- Śmieszny jesteś. Znamy się od tylu lat i jesteś tym zszokowany? To jakiś żart? My nie mamy o czym gadać. Wyjdź.
- Proszę, Meg...
- Wyjdź... - odwrócił się w kierunku drzwi i wyszedł. Zaraz się rozryczę. Mogłabym mu wybaczyć, ale... Nie mogę. Przytuliłam do siebie poduszkę i poczułam spływające po moim policzku łzy. Przestań płakać! - nakazałam sobie...
***
- Annabeth, wszystko gotowe. Na sto procent ją przekonam, dalej myśli, że jestem jej przyjaciółką.
- To wspaniale! - uradowała się Starsza Kapłanka. Miałam wyrzuty sumienia, że tak się zachowuję wobec Raylin. Och na diabła, nie powinnam się zamartwiać! Jestem od niej lepsza. Z pewnością.
- Jesteś pewna Trissamine, że wtedy zabrała ją Drużyna Dobra? Nikt jej nie porwał?
- Jestem pewna.
- Wiesz też, że ona nie może umrzeć? Musimy ją chronić dopóki nie wypowie zaklęcia. Już wkrótce odzyskamy Teodor - zaśmiała się szyderczo. Przeszły mnie ciarki. Wyszłam z pokoju, czując, że moje oczy są prawie całkiem czarne. Naczytałam się wiele o Starożytnym Mieście Szamanów. Nie widzę tego bardzo jasno. Ogniste bramy, płonące wierze. Dziwaczne, przerażające domy. To nie moja bajka. Muszę zabić Raylin zanim ją dopadną...
***
Raylin, wiem, że już mnie nie kochasz i mnie nienawidzisz, ale posłuchaj choć tej jednej wiadomości - unikaj Tris. Ona nie jest taka, jaka się wydaje.
***
- Co tutaj robisz Tris? Nie powinnaś...
- Musisz ze mną iść. Oni nie są normalni!
- Żarty sobie stroisz? - wybałuszyłam oczy. Raylin, wiem, że już mnie nie kochasz i mnie nienawidzisz, ale posłuchaj choć tej jednej wiadomości - unikaj Tris. Ona nie jest taka, jaka się wydaje. Niespokojnie potarłam dłoń o dłoń. Machnęła ręką. Z jej oczu wystrzeliły czarne promienie. Zrobiłam szybki unik.
- Ty kłamczucho! - wykrzyczałam przez zaciśnięte zęby.
- A gdzie twoi przyjaciele? "Drużyna Dobra"? - zaśmiała się i podeszła bliżej.
- Zawsze wiedziałam, że jest coś nie tak z Tobą... - rozpostarłam ręce. Przybądź, ignis. Przybądź, aqualis. Przybądź, aeris i przybądź, terra. Żywioły wypełniły moje ciało.
- Myślisz, że jak rozłożysz ręce to wygrasz? Dziecinka z Ciebie. Jestem lepsza, bawię się Tobą - długo się nie pobawisz - pomyślałam. Wycelowałam dłonie w jej stronę. Urosła w nich ogromna, ognista kula. Tris wyglądała na niewzruszoną. Nie spodziewała się jednej rzeczy.
- Dajesz. Czekam przyjaciółko - prychnęłam. Zakręciłam się i uniosłam w tornadzie z ognia. Ziemia trzęsła się dziko a woda nadpływała zza pleców Szamanki.
- Znikaj stąd, zdrajczyni. Zaufałam Tobie. Mnie się nie okłamuje! - zapadła ciemność. Zniknęłam gdzieś w przestworzach. Ciemno... Ciemno... Ratunku...
***
Moje oczy krwawiły. Każdy mięsień bolał jak diabli. Stan emocjonalny - nie lepszy. To musiała być wizja. Tak, tak. To na pewno ona. Ktoś trzymał mnie za rękę. Uniosłam powieki przechylając głowę w lewo. Zamarłam.
- John?! - chciałam wrzeszczeć lecz z mojego gardła wyłonił się tylko schrypnięty głos. Zabrał dłoń wystraszony moją reakcją.
- Dotarła do Ciebie wiadomość?
- Ni... o czym mówisz? - zmrużyłam oczy.
- O Tris - skamieniałam.
- W wizji... Ona strzeliła we mnie czarnym promieniem z oczu... Była szamanką... Chciała mnie zabić.
- Zabić? Ale oni potrzebują Ciebie do przywołania Teodoru.
- Nie wiem - nie miałam najmniejszej ochoty o tym wspominać. W ogóle co on tutaj robi?! - Co ty tutaj wyrabiasz? Skąd wiesz, że tutaj byłam? - cisza. Nie będę się trudzić - nie zasługuje na to. Ostatkiem sił wyszeptałam:
- A gdzie podziewa się Trilitos?
- Raczej gdzieś daleko stąd. To śmierć - nie może się spotykać z ludźmi - mimo tego, że go prawie ignorowałam, te słowa bardzo mnie zabolały.
- To wszystko musi być pieprzonym snem! Kiedy się z niego wydostanę! - wykrzyczałam pomimo okropnego pieczenia w krtani. Teraz to mnie nie obchodziło. Szczypałam skórę na ramionach z grymasem na twarzy.
- Obudź się, Raylin! Obudź się! - wołając sama do siebie John złapał mnie za łokcie i przytulił. Zaskoczona odskoczyłam jak oparzona.
- Zostaw mnie - warknęłam. - Po czymś takim jeszcze śmiesz mnie dotykać? Mam kogoś innego! Zmądrzej w końcu! - Trilitos zmaterializował się za mną. Jeszcze jego tutaj brakuje! Położył dłoń na moim ramieniu, Fala spokoju przeszyła mnie na wylot. Skołowany chłopak pokręcił głową z oczami na wierzchu.
- Śmierć? Tutaj? To.. to niebywałe!
- Najwidoczniej. Najdroższa, zaniosę Ciebie do twojej sypialni o ile tego sobie życzysz - pokiwałam głową. Pamiętaj, że ja Ciebie nadal kocham - przemówił do mnie John smutnym głosem. Ukłucie w sercu. Nie rozkleję się. On już nic nie znaczy. Zasnęłam zmęczona na rękach Trilitosa...
- A gdzie podziewa się Trilitos?
- Raczej gdzieś daleko stąd. To śmierć - nie może się spotykać z ludźmi - mimo tego, że go prawie ignorowałam, te słowa bardzo mnie zabolały.
- To wszystko musi być pieprzonym snem! Kiedy się z niego wydostanę! - wykrzyczałam pomimo okropnego pieczenia w krtani. Teraz to mnie nie obchodziło. Szczypałam skórę na ramionach z grymasem na twarzy.
- Obudź się, Raylin! Obudź się! - wołając sama do siebie John złapał mnie za łokcie i przytulił. Zaskoczona odskoczyłam jak oparzona.
- Zostaw mnie - warknęłam. - Po czymś takim jeszcze śmiesz mnie dotykać? Mam kogoś innego! Zmądrzej w końcu! - Trilitos zmaterializował się za mną. Jeszcze jego tutaj brakuje! Położył dłoń na moim ramieniu, Fala spokoju przeszyła mnie na wylot. Skołowany chłopak pokręcił głową z oczami na wierzchu.
- Śmierć? Tutaj? To.. to niebywałe!
- Najwidoczniej. Najdroższa, zaniosę Ciebie do twojej sypialni o ile tego sobie życzysz - pokiwałam głową. Pamiętaj, że ja Ciebie nadal kocham - przemówił do mnie John smutnym głosem. Ukłucie w sercu. Nie rozkleję się. On już nic nie znaczy. Zasnęłam zmęczona na rękach Trilitosa...
Hej :)
OdpowiedzUsuńCzytalam juz oba rozdzialy, naprawde mi sie podobaly, ale skomentuje je, jak tylko dorwe sie do laptopa, moze wieczorem, ale nic nie obiecuje :)
Pozdrawiam :*
Hej :)
OdpowiedzUsuńAle się porobiło XD
Pogubiłam się trochę w fabule :| Kim jest John? Nie pamiętam X€
Ale ogólnie jest fajnie, tylko akcja za szybko :/ Weny <3
Duzo akcji w rozdziale, ale spokojnie mozna sie polapac, o co chodzi.
OdpowiedzUsuńNie moge sie juz doczekac kolejnej notki. Pisz szybko!
Pozdrawiam :)